Cześć Kołczerko!
Zaczynamy nasz nowy cykl, a mianowicie „z podwórka na ławkę” czyli porozmawiajmy o swojej drodze na ławkę trenerską. Pierwsza Kołczerka to perełka wśród piłkarek w Polsce, ale… no właśnie co takiego wydarzyło się, że Magda Szaj jest z nami po stronie trenerskiej?
Zacznijmy w bardzo prosty sposób – opowiedz nam coś o sobie, kim jesteś, z kim pracujesz, jak wygląda Twój dzień?
M. Sz: Na wstępie muszę troszkę odnieść się do użytego określenia „perełka” ponieważ nigdy nie przyszło by mi to do głowy, aby się tak opisać. Żartobliwie powiedziałabym „narkomanka sportu”. Jestem pasjonatką! Aktualnie Kołczerką pracującą w Coerver Coaching Dolny Śląsk, gdzie otaczają mnie wspaniałe trenerskie osobowości tj. Agata Sudoł, Patrycja Falborska, Krystian Lamberski i Marcin Pluta. Mam przyjemność prowadzić treningi z zawodnikami i zawodniczkami z różnych klubów z Dolnego Śląska. Moje dni wyglądają (nie tak jak sobie marzyłam w dzieciństwie, oglądając wspólnie mecze z Tatą) bardzo barwnie…czemu tak? Bo każdy trening, każde zajęcia są inne, ale na każdych czuję wolność, czyli coś co pozwala mi się spełniać, oddając innym to co mam w sobie najlepsze.
Co robisz oprócz pracy Trenerskiej?
M. Sz: Oprócz pracy Trenerskiej studiuje wychowanie fizyczne na AWF Wrocław. W tym roku kończę licencjat i będę chciała pracować jako nauczycielka wychowania fizycznego.
Wracając na moment do określenia perełka – Twoja lewa noga, balans ciała, rozumienie gry, takie osoby to top piłki nożnej kobiet, stąd określenie. Móc Cię oglądać kilka lat temu to była czysta przyjemność.
M. Sz: Tak przysłowiowy „lewus” był moją zabójczą bronią, nieskromnie powiem, że czasem zabawnie było słyszeć z boku ” tylko lewa noga, lewa noga!”. Gdy wchodziłam na boisko nie zastanawiałam się wcześniej jak grać po prostu robiłam to samo co na podwórku, dawało mi to ogromną swobodę i radość. Sama przyjemność słyszeć takie rzeczy, od osób, które kiedyś widziały, jak biega z piłką zawodniczka z małej wsi. Miło- dziękuję!
Patrząc na Twoją karierę jako zawodniczki, musimy na chwilę zatrzymać się na stacji Poczdam – jak wspominasz swój czas w czołowym klubie Europy?
M. Sz: Poczdam wywołuje u mnie ogrom emocji. Są pozytywne jak i te negatywne. Szczerze mogę powiedzieć, że czas spędzony w Poczdamie odcisnął piętno w moim życiu, a także w mojej osobowości. Był to czas, w którym spełniałam marzenia, czas który pokazał mi jaką silną osobą jestem, dał możliwość zasmakowania profesjonalnej piłki i poznania wspaniałych piłkarek, ludzi. Wielka nauka życia.
Ile czasu potrzebowałaś, żeby w pełni się przestawić na życie poza Polską? Sama aklimatyzacja w nowym miejscu, ile zajęła? Jak wyglądała kwestia języka obcego?
M. Sz: Jestem osobą, która nie lubi zmieniać otoczenia szczególnie, gdy czuje się w nim wyśmienicie – tak było we Wrocławiu, jednak, żeby mieć warunki do rozwoju musiałam wyjechać. Myślę, że pierwsze pół roku było ciężkie chociażby pod względem tych wszystkich nowości, nauki języka, przyzwyczajenia się do mieszkania w pojedynkę bez rodziny, przyjaciół, do zapoznania się z drużyną i przede wszystkim do przyzwyczajenia organizmu do wysiłku, który był ogromny. Tutaj apropo języka, pierwsze miesiące rozmawiałam po angielsku, jednak szybko zaczęłam chodzić na kurs językowy do pobliskiej szkoły językowej także dużo czasu poświęcałam na to w domu. Fakt, że byłam sama i musiałam sobie poradzić czy to w sklepie, czy ważniejsze w klubie i zbliżyć się do drużyny było dla mnie kolejnym priorytetem.
O jak dużych obciążeniach mówimy? Czy Twoje kontuzje były pokłosiem zbyt dużego przeskoku z polskiej ligi na niemiecką?
M. Sz: Z biegiem czasu analizując sytuację mogę stwierdzić, że na moje kontuzję mogło mieć wpływ wiele czynników. Na pewno zbyt duże obciążenia fizyczne także się do tego przyczyniły. W pierwszym tygodniu po przyjeździe od razu uczestniczyłam w okresie przygotowawczym, gdzie trenowałyśmy 3x dziennie. Był to dla mnie wysiłek, na który mój organizm już reagował po pierwszych dwóch dniach. Wieczorami po powrocie do domu leżałam w lodowatej wodzie, a kolejną rzeczą, której pragnęłam w dalszej kolejności był sen. Czasem spałam po 10h, a i tak w rezultacie porannej pobudki ciężko było wstać zregenerowanym. Głowa chciała, ale w pewnym momencie organizm nie wytrzymał.
Co wyniosłaś z pobytu zagranicą? Jakie dostrzegasz różnice, jeśli takowe były/są?
M. Sz: Doświadczyłam tego, że kobieca piłka nożna może być traktowana poważnie i wyniosłam przekonanie, że w Polsce też może to tak wyglądać. Różnic jest wiele. Wymienię tylko te które wywołały po przyjeździe do Niemiec największe wrażenie. Przede wszystkim baza treningowa, która była wyłącznie do naszego użytku. Zawierała wszystko co potrzebuję profesjonalna drużyna piłkarska. Ona właśnie była naszym drugim domem, ponieważ spędzałyśmy tam praktycznie całe swoje dnie. Drugie to jak wygląda funkcjonowanie profesjonalnych piłkarek, ilość jednostek treningowych, intensywność zajęć, forma treningu, wspólne posiłki, odnowa po zajęciach, siłownia, spotkania ze sponsorami, kibicami, sesję zdjęciowe, do tego wszystkiego musiałam się przyzwyczaić wdrożyć to do swojego codziennego funkcjonowania. Od nowa uczyłam się tego jak wygląda życie sportowca, który żyje z pasji. Trzecie, ilość osób w sztabie szkoleniowym. Wiemy doskonale jak to wygląda u nas- jeden Trener/ka od wszystkiego. Na miejscu potrzebowałam kilka dni zanim zapamiętałam kto jaką funkcję pełni w klubie. Czwarte, ogromne wrażenie wywarli na mnie kibice, a także świadomość tego, że w tym mieście stawiają piłkę kobiecą na pierwszym miejscu! To było coś nie do opisania, gdy rozdawałam pierwsze autografy, gdy na trybunach widziałam ludzi w koszulkach z moim nazwiskiem bądź, gdy na ulicy ciepło witali Cię ludzie których nie znasz. Wsparcie jakie płynęło z każdej strony tego miasta i szacunek kibiców do każdej piłkarki tego klubu było i jest wyjątkowe.
Coś czego jeszcze nie mogę pominąć to stadion, na którym grałyśmy mecze. Atmosfera, ilość osób na trybunach i ich głośny doping to było odczucie, które przynosiło za każdym razem takie samo ekscytujące wrażenie.
Który mecz w Poczdamie najbardziej zapadł CI w pamięci?
M. Sz: Ze sportową złością mogę powiedzieć, że każdy mecz, w którym nie dostałam szansy gry, bądź zagrałam krótki wymiar czasu był dla mnie złym koszmarem, który pamiętałam przez kolejny tydzień treningowy. Jednak pamiętamy mecze, w których mamy znaczny udział w postaci bramek czy asyst. Był to mecz pucharowy, w którym strzeliłam bramkę i dałam kilka podań „na tacy” grałam cały mecz i wtedy czułam, że zagrałam to na co mnie stać i że zostanę doceniona kolejnymi szansami.
W takim razie czy uważasz, że młode utalentowane piłkarki powinny szybciej decydować się na wyjazd zagraniczny?
M. Sz: Uważam, że należy to rozpatrywać indywidualnie. Jedna piłkarka będzie gotowa mentalnie i fizycznie w wieku 16-17 lat druga zaś w wieku 19.
Mentalnie i fizycznie? Dlaczego akurat te dwie składowe wymieniłaś? Czy to one w ostatecznym rozrachunku decydują o tym, czy zawodniczka zafunkcjonuje zagranicą?
M. Sz: Wymieniłam te dwie składowe, ponieważ miałam na myśli ligę niemiecką, której nie przydziela się określenia „technicznej”. Także dlatego, że u mnie miały one bardzo duże znaczenie. Na pierwszych treningach byłam pewna siebie, wyjeżdżając także byłam świadoma i podekscytowana tego co miało mnie czekać. Oczywiście strach też towarzyszył, ale jednak pozytywne emocje brały górę. Na miejscu to była codzienna walka, ze zmęczonym organizmem, który musiał się szybko regenerować bo kolejnego dnia trzeba było dać jeszcze więcej, a także z wewnętrzną motywacją i utrzymaniem wiary, że to jest przecież to co kocham robić. Dlatego mentalność ma ogromne znaczenie, szczególnie gdy wyjeżdża się w młodym wieku i nie idzie tak jak byśmy tego chcieli. Po przyjeździe szybko zauważyłam, że moje umiejętności techniczne nie mają okazji być w 100% pokazane, bo albo w pojedynkach byłam tą wolniejszą albo łatwo było mnie przepchać, i szybko traciłam siły. Musiałam starać się grać szybko na jeden dwa kontakty, co było ciężkie do przyjęcia ze względu na mój inny styl gry w Polsce. Po 6 miesiącach ciężkiej pracy dopiero czułam, że poprawiła się siła, wytrzymałość i wzmocniłam budowę ciała.
Dlaczego Magda Szaj w wieku lat XX została Kołczerką?
M. Sz: Gdy zadawano mi to pytanie półtora roku temu, śmiało odpowiadałam – klasyka! Kontuzję przekreśliły moją drogę jako zawodowej piłkarki, a chcąc by piłka była mi bliska wybrałam ścieżkę trenerską. Ale! Po długim czasie, bo już mija 5 rok od kiedy przestałam grać w piłkę, dopiero poczułam, że to mnie pochłonęło i stało się dla mnie pasją, taką jaką była gra w dzieciństwie. Jestem szczęśliwa tu, gdzie jestem zajmując się tym co aktualnie robię! Wierzę, że nic nie wydarzyło się przypadkiem, wierzę, że jest to moja nowa misja, za którą jestem wdzięczna Bogu. Kocham piłkę nożną, kocham się nią dzielić i chciałabym pracować, rozwijać i prowadzić do spełnienia marzeń każdą zawodniczkę/ka z którą mam okazję trenować w ich piłkarskim świecie.
Czyli wnioskuję, że nie miałaś w dzieciństwie przebłysków typu zostanę Trenerką? Okoliczności i Twoja praca pokazały Ci kim jesteś i którą drogą warto podążać?
M. Sz: W dzieciństwie moim marzeniem była kariera piłkarska, teraz moim marzeniem jest praca trenerska nakierowana na sukcesy drużyny w cieniu mojej osoby.
W którym kierunku rozwijasz się jako Kołczerka? Czy masz jakieś szkolenie, które możesz polecić?
M. Sz: Jako Kołczerka staram rozwijać się w każdym potrzebnym dla Trenera kierunku. Jednak aspekty techniczne, czy trening indywidualny są mi bliskie. Polecam szkolenia Deductor, w których uczestniczyłam już dwa razy. Chłopaki mają dużą wiedzę, inspirują i pomagają zwrócić uwagę na detale. Projekt Deductor zawiera w sobie rozwój zawodnika pod kątem technicznym, rozumienia gry i mentalnym.
Kim jest Magda – Kołczerka? Jaką filozofię preferuję w swojej pracy?
M. Sz: Pierwsza, która kieruje mną w codziennej pracy Kołczerki to ” nie zawsze jesteśmy w stanie wychować mistrza, ale zawsze jesteśmy w stanie wychować dobrego człowieka”, druga- „każda wada ma swoją zaletę” są to słowa Cruyffa, z którymi się zgadzam, nawet z najgorszych sytuacji można wyciągnąć coś dobrego.
I kolejna „granicę nie istnieją”. Chcę uświadamiać zawodników/zawodniczki, że to my decydujemy o tym co osiągniemy w życiu, że to my jesteśmy za kierownicą naszego życia! Nikt inny nie przejedzie za nas tej trasy. Chcę zarażać miłością do piłki, do tego by szukać pasji.
Jak chcesz, aby Twoje drużyny grały w piłkę? Czy masz swój model gry?
M. Sz: Chyba każdy Trener chciałby, aby jego drużyna grała ładnie dla oka a przy tym była skuteczna. Ja jestem fanką Barcelony i nie ukrywam, że przysłowiowa katalońska tiki-taka jest moją myślą przewodnią. Uwielbiam, gdy drużyna lubi utrzymywać się przy piłce, gdy gra ofensywnie, odważnie. Gdy ma zawodników pewnych swoich umiejętności, umiejących wykorzystać swoje atuty w grze, kreatywnych i oddanych w tym co robią. Dream team? Drużyna, która świetnie utrzymuję się przy piłce, gra krótkimi podaniami między przeciwnikami, robi różnicę ciągłym ruchem, wychodzeniem na pozycję, myśleniem o krok do przodu.
Czyli stawiasz na wyszkolenie techniczne i rozumienie gry? Pomaga Ci w tym metoda Coervera?
M. Sz: Tak jedno nie funkcjonuje bez drugiego podczas gry. Metoda Coervera skoncentrowana jest na kreowaniu wysokich indywidualnych umiejętności piłkarskich, między innymi mistrzowskiego panowania nad piłką. Jednak jest to kompleksowy system szkolenia, który posiada aspekty indywidualnej i zespołowej gry. Obejmuję on wszelkie niezbędne aspekty do wychowania i ukształtowania zawodnika kompletnego takie jak: Umiejętności piłkarskie, rozumienie gry, siła, wytrzymałość, szybkość działań boiskowych czy zaangażowanie.
Co Magdalena Szaj chciałaby wnieść do kobiecej piłki?
M. Sz: Chciałabym swoje doświadczenie jako zawodniczka przełożyć na odważne działania w roli Kołczerki. Chciałabym przyczyniać się do rozwoju kobiecej piłki w Polsce, do tego byśmy jako Kołczerki świadomie i w sposób zaplanowany wspólnie pracowały na sukces kobiecej piłki, do tego by piłkę kobiecą traktowano tak jak poczułam to w Niemczech. By każda dziewczynka nawet w najmniejszej miejscowości miała możliwość trenowania w klubie piłkarskim i miała możliwość rozwijać swoją pasję, bo od tego się zaczyna.
Jaką książkę ostatnio przeczytałaś i dlaczego chciałabyś ją polecić Kołczerkom?
M. Sz: Może powiem, o tej której jeszcze nie zdążyłam przeczytać, aktualnie jestem w połowie, a już zrobiła na mnie duże wrażenie a mianowicie „Współczesna pedagogika rodziców i nauczycieli w aktywności psychologicznej dziecka” T. Huciński, K. Mikołajec, T. Wilczewski. Z każdą kolejną stroną edukuje, uświadamia i inspiruję do tego by ciągle dążyć do doskonalenia w tej dziedzinie, w której pracujemy. Wskazuje jak ważną pedagogiczną funkcje spełnia chociażby rodzic, trener czy nauczyciel. Do tego jak często i długo musimy szukać rozwiązań, które pozwolą zwiększyć zdolność naszych wychowanków do samodzielnego tworzenia swojego „ja”.
Gdzie będzie M Szaj za 5 lat? Jaki masz cel, marzenie?
M. Sz: Moim marzeniem za 5 lat jest praca jako Kołczerka. Gdzie i w jakim miejscu- zobaczymy. Zawsze byłam, jestem i będę ambitna, jeśli czuję, że to co robię ma sens, a ma to będę chciała się rozwijać i chwytać każdy kolejny szczebelek na drodze Trenerskiej. Cel jest prosty, cieszyć się swoją pracą, a przy tym realizować każde mniejsze i większe cele w aspektach sportowych.
Co Magdalena Szaj powiedziałaby 15 letniej Magdzie? Na co zwróciłabyś jej uwagę? Co byś jej zasugerowała, a co odradziła?
M. Sz: Gdyby 15-letnia Magda miała tę świadomość i wiedzę, którą ma teraz to prawdopodobnie potoczyło by się troszkę inaczej. Na pewno zmieniłabym podejście do odżywiania, kiedy to za czasów mieszkania w internacie głównie co jadłam to kanapki z dżemem. Po drugie większą uwagę zwróciłabym na rozciąganie czy rolowanie mięśni po treningu. Wdrożyła bym kwestię odnowy i regeneracji, na tamtym etapie były mi obce. A także przed wyjazdem za granicę, przynajmniej pół roku wcześniej popracowała bym indywidualnie nad przygotowaniem motorycznym. Zasugerowała bym także to, że czasem trzeba odpuścić wbrew sobie, żeby móc odważnie powiedzieć, że potrzebuje np. jednego treningu mniej. Żeby odpuścić, gdy organizm daję sygnał, że coś się dzieje, jednak jest to ciężkie, gdy ktoś w każdym treningu dawał z siebie więcej niż by pomyślał, że może dać.
Jaki jest Twój rekord żonglerek? Tak apropo wpisu o czuciu piłki.
M. Sz: Ojj…tak to może być trochę dziwna odpowiedź, ponieważ nie pamiętam swojego rekordu żonglerek. Gdy wychodziłam pożonglować przeważnie zatrzymywałam się na 200, bo dalej nie chciało mi się liczyć – może dlatego, że nie lubiłam matematyki hehe. Ale, tym pytaniem „wjechałaś” mi na ambicję i już najbliższy cel przede mną.
Dziękuję za rozmowę.